Węglowodany to nie tylko źródło energii, wielu zawodników obcina ich spożycie w wierze, że da się je całkowicie bezpiecznie zastąpić tłuszczami, stanowiącymi mniejsze ryzyko pod względem powiększania ilości tkanki tłuszczowej. Poza tym, pod względem estetycznym optymalnym zabiegiem jest pozbycie się w ogóle tłuszczu z organizmu. Na krótką metę być może jest to słuszne, jednak w dłuższym okresie czasu brak tłuszczu oraz dostatecznych ilości węglowodanów w diecie może przynieść więcej szkód, niż pożytku estetycznego.
Cukry chronią mięśnie tak, jak żadne inne makrosładniki. To one stanowią główne paliwo mięśni. Jeśli zaczyna ich brakować, a kulturysta nadal trenuje intensywnie, w pewnym momencie dojdzie do punktu, w którym organizm jako źródło energii zacznie wykorzystywać białka, czyli tkankę mięśniową. Zamiast rzeźby w takim wypadku po dłuższym czasie można się co najwyżej dopracować solidnego spadku masy Dlatego właśnie diety zakładające zerowe spożycie „węgli” nie powinny być stosowane przez trenujących. Już minimalne ich ilości powodują, że organizm pracuje znacznie lepiej.
Węglowodany oprócz wpływu na mięśnie, są także głównym pożywieniem części bakterii, wchodzących w skład flory układu pokarmowego, a niezbędnych dla prawidłowego trawienia niektórych pokarmów oraz wspomagających układ odpornościowy. Zupełne pozbawienie się tych bakterii stanowi poważny problem i wydaje szybkie efekty w postaci kłopotów z trawieniem oraz obniżenia odporności. Tymczasem wystarczy już 10-20 gramów węglowodanów do każdego posiłku, by zapobiec tym problemom.